Zobaczyć błękitne miasto – Szafszawan – było fajnie. Tym bardziej, że trafiliśmy na święto „Id al-Adha”, najważniejsze święto muzułmańskie. Upamiętnia ono ofiarność i posłuszeństwo Abrahama względem Boga.
Zaczynał się słoneczny dzień. Wszyscy oprócz mnie założyli niebieskie lub białe koszulki i ruszyliśmy pozwiedzać miasto.
Coś tu troszkę pusto.
No tak. Przecież jest święto. Mówił nam to host na pustyni. Znaleźliśmy jedną z nielicznych, otwartych knajp i kupiliśmy śniadanie.
Ruch robił się coraz większy. Poszliśmy więc pozwiedzać. Między pięknymi błękitnymi budynkami, po uliczkach spływała… krew. Możecie sobie wyobrazić jak bardzo był to nieprzyjemny zapach dla nozdrzy – zwłaszcza przy takim upale.
Rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Ja poszedłem z dziewczynami.
Nagle z jakiejś bramy wyglądał baranek. Robimy zdjęcia. Zaraz do środka zapraszają nas lokalni francuzi. Opowiadają nam o święcie i pokazują więcej szczegółów.
Całość zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie, ponieważ wszędzie wokół biegały dzieci. Czy to między domami, czy z częścią mięsa, czy skórami zwierząt. Niesamowite. Tym bardziej, że w naszej kulturze byłoby to nie do pomyślenia.
Ciekawe jest też, że wokół miasteczka uprawiana jest marihuana. Nie jest to do końca legalne, jednak właśnie stamtąd pochodzi znaczna część tego narkotyku w europie.
Wypoczęci, nastawialiśmy się już na zdobywanie Jebel Toubkal – najwyższego szczytu gór Atlas, dachu Afryki Północnej.